,
dlaczego NASA odwołuje loty, gdy jest duże zachmurzenie? Pogoda kontra Loty Kosmiczne.the felendzers
http://blog.silive.com/weather/2008/03/night_space_shuttle_launch.jpg
Podczas startu wahadłowca zwraca się uwagę na cztery główne czynniki pogodowe: ewentualne błyskawice, wiatr, deszcz i przejrzystość powietrza. Uderzenie pioruna w startującą rakietę nie należy do rzadkości – tak stracono nie jeden bezzałogowy statek kosmiczny. Długi strumień spalin wydobywający się z silników, działa bowiem jak piorunochron i ściąga wyładowania atmosferyczne. NASA dysponuje przyrządami pozwalającymi mierzyć poziom ładunku elektrycznego w powietrzu i w razie stwierdzenia zagrożenia – po prostu odwołuje lot. Kolejnym ważnym czynnikiem jest wiatr. Silny podmuch może pchnąć wahadłowiec na konstrukcję podtrzymującą. Wiatr mógłby dodatkowo skomplikować i tak trudne lądowanie awaryjne ( nazywane powrotem do miejsca startu, RTLS – Return To Launch Site ). Jeśli wieje silnie ukośnie w stosunku do pasa startowego, może to „przyłożyć” dodatkową siłę do kół i zepchnąć wahadłowiec. Chociaż konieczność zastosowania procedury RTLS jest mało prawdopodobna, NASA zezwala na start tylko w tedy, gdy siła wiatru mieści się w granicach przewidzianych dla awaryjnego lądowania. Jeśli siła wiatru będzie większa odwoła start. Znaczącym problemem jest również deszcz. Choć powłoka izolacyjna wahadłowca skutecznie chroni statek w czasie powrotu na Ziemię przed temperaturą 2500 stopni, jest skądinąd bardzo delikatna. Jeśli byś wziął do ręki materiał z jakiego jest wykonana, pomyślałbyś, że to styropian. Jest bardzo lekki i można przedziurawić go palcem, nie jest zbyt wytrzymały. A teraz wyobraź sobie jakie zniszczenia mogłyby spowodować tryliony obiektów uderzające w tę powłokę z prędkością nawet 1000 km/h. Tak to właśnie wygląda gdy wahadłowiec wznosi się w ulewie i każda kropla deszczu staje się pociskiem. Pod takim ostrzałem zachowywała by się ona, jakby była z miękkiej gliny. Erozja powłoki nie miała by wpływu na sam lot wahadłowca, ale stała by się śmiertelnym zagrożeniem w czasie powrotu z orbity. Z powodu uszkodzeń nie byłaby ona w stanie chronić przed straszliwym gorącem wywołanym przez tarcie powietrza o wahadłowiec, w rezultacie statek spłonął by jak meteor: a wszystko przez padający przy starcie deszcz. Wydawałoby się, że jeśli wahadłowiec zmierza w kosmos, to przejrzystość powietrza przy gruncie niema żadnego znaczenia. Kto by się martwił mgłą i chmurami na dole? Gdybyś miał absolutną pewność, że dotrzesz na orbitę, widoczność w Centrum Kosmicznym Kennedy’ego rzeczywiście mogłaby cię wcale nie obchodzić. Trzeba jednak pamiętać, że w przypadku awaryjnego lądowania RTLS orbiter musi zawrócić i wylądować, a przy takim scenariuszu widoczność nie jest już rzeczą błahą. Dobrze jest, gdy dowódca widzi gdzie ląduje. Wahadłowiec ma wprawdzie możliwość lądowania automatycznego przy zerowej widoczności, teoretycznie więc nie koniecznie trzeba widzieć pas lądowiska. Ale w imię czego pozbawiać się dodatkowej szansy? Poza tym autopilot jest urządzeniem i jak każde urządzenie może zawieść, a w tedy pilot jest zdany tylko na siebie i swoje umiejętności. Dlatego właśnie, gdy widoczność jest nie pewna, lepiej przełożyć start. Zupełnie nową ciekawostką jest dla mnie fakt, że warunki atmosferyczne muszą być dobre nie tylko na Florydzie, ale i innych miejscach ewentualnego awaryjnego lądowania w Afryce i Europie (Lądowanie Transatlantyckie, TAL- Trans Atlantic Landing), gdyby wahadłowiec zmuszony był lądować na lotniskach tych kontynentów. Witam wszystkich, jestem nowy :D Mam nadzieję, że miło się czytało i że napiszecie więcej ciekawostek na ten temat :D Źródło: Książka „Czy w kosmosie trzeszczy w uszach” R. Mike Mullane Myśle, że śmiało moge w tym wątku przytoczyć przypadek misji Apollo 12. Jest dzień 14 listopada 1969 roku. Pogoda nad KSC jest fatalna - chmury i deszcz. Start Apolla-12 nastąpił , dokładnie o godz. 16h 22m 0s UT. Kilkanaście sekund po starcie "Saturn V" znika w chmurach i... w 36 sekundzie lotu Conrad przekazuje Houston: "Coś się stało złego" (..) "nie działa system nawigacji" (..) "wysiadło zasilanie". W kabinie przez chwilę jest ciemno, po chwili włącza się zasilanie rezerwowe. W Houston zapalają się lampki alarmowe. Po chwili wiadomo - w rakietę trafiła błyskawica. Jak się okazało później, nie jedna, a dwie - w 36 i 52 sekundzie. Otóż uderzenie spowodowało, że na statku urządzenia zaczęły pokazywać błędne odczyty. Bean opowiadał że na żadnym treningu nie widział tylu świecących się kontrolek alarmowych jednocześnie. Właściwie to był to krok od przerwania startu, gdyby taka decyzja zapadła to Conrad musiał by uruchomić rakiete ratowniczą. Oto zapis rozmowy: 000:00:37 Gordon (onboard): What the hell was that? 000:00:38 Conrad (onboard): Huh? 000:00:39 Gordon (onboard): I lost a whole bunch of stuff; I don't know ... 000:00:40 Conrad (onboard): Turn off the buses. Wszyscy spodziewali się, że EECOM każe przerwać start, lecz całą sytuację uratował John Aaron, pracował na stanowisku kontrolera jako Electrical, Environmental and Consumables Manager. http://images.absoluteastronomy.com/images/topicimages/j/jo/john_aaron.gif Zwrócił on się do dyrektora lotu Jerry`ego Griffin`a (był on dyrektorem po raz pierwszy i takie cuda zaczeły się dziać już na starcie), aby przełączyć wyłącznik SCE na zasilanie zapasowe. Griffin był troche zakłopotany, nie wiedział co to za switch jest, CapCom Jerry Carr też zaskoczony, ale zezwolił na przekazanie komunikatu. Okazało się, że John Aaron już wcześniej spotkał się z podobną sytuacją podczas jakichś testów, sugeruje aby przełączyć SCE (Signal Conditioning Electronics), na zasilanie zapasowe. Jak mało znany był ten przełącznik świadczy komentarz Conrada: 000:01:36 Carr: Apollo 12, Houston. Try SCE to auxiliary. Over. 000:01:39 Conrad: Try FCE to Auxiliary. What the hell is that? 000:01:41 Conrad: NCE to auxiliary... 000:01:42 Gordon (onboard): Fuel cell... 000:01:43 Carr: SCE, SCE to auxiliary. [Long pause.] Na szczęście Bean pamiętał lokalizację tego przełącznika (zresztą i tak był po jego stronie). Poniżej zaznaczony na czerwono: http://img269.imageshack.us/img269/7727/20808887.png Przełącznik SCE nie był zaprojektowany to takiej sytuacji, na szczęście okazał się bardzo pomocny. Już w pierwszych minutach słuchając dialogów Conrada, Gordona i Beana można było sie spodziwać, że misja Apollo 12 nie będzie nudna. Conrad przerwał nerwową atmosfere śmiechem: 000:06:43 Gordon (onboard): Man, oh man ... 000:06:44 Bean (onboard): Isn\'t that a ... 000:06:45 Conrad (onboard): Wasn\'t that a SIM they ever gave us? 000:06:46 Gordon (onboard): Jesus! 000:06:50 Conrad (onboard): [Laughter]. 000:06:51 Gordon (onboard): That was something else. I never saw so many... 000:06:52 Conrad (onboard): [Laughter]. 000:06:54 Gordon (onboard): ...There were so many lights up there, I couldn't even read them all. 000:06:55 Conrad (onboard): [Laughter]. 000:06:57 Gordon (onboard): There was no sense reading them because there was - I was - I was looking at this; Al was looking over there ... 000:07:02 Conrad (onboard): Everything looked great [laughter] except we had all the lights on... Nic chyba nie oddaje tej sytuacji jak urywek dokumentalnego filmu "Failure Is Not An Option" : Więcej o Apollo 12 w innym czasie i temacie ;) SCE to AUX - super! wychodzi na to że te miliony przełączników i światełek które musieli obsługiwać astronauci naprawdę się do czegoś przydają ^_^ we mnie to budzi mieszane uczucia bo im więcej przycisków tym więcej okazji żeby coś zepsuć, tak jak na przykład w czasie pierwszego lądowania na księżycu Aldrin urwał bezpiecznik i gdyby się nie dało naprawić to musieliby tam zostać "na zawsze". zawsze uważałem że dobry interfejs użytkownika pojazdu kosmicznego powinien wyglądać jak w Google, czyli składać się z pola tekstowego i przycisku "Leć do" :D no ale widzę że jednak przy obecnym stanie technologii ta zbyt duża możliwość ręcznej manipulacji jest jednak zaletą. |
WÄ
tki
|